Hej kochani!
Dzisiaj książka, a właściwie jej ekranizacja- "Papierowe miasta".
Uwaga spoiler!
Uwaga spoiler!
W poniedziałek byłam w kinie, właśnie na tym filmie. Nie przeczytałam tym razem książki, by po filmie ocenić go bez opinii na temat książki. "Pewnego wieczoru w przewidywalne, nudne życie osiemnastoletniego Quentina (Nat Wolff) wkracza Margo w stroju nindży i wciąga go w niezły bałagan. Po czym znika. Chłopak wyrusza na poszukiwanie dziewczyny, która go fascynuje, idąc tropem skomplikowanych wskazówek, jakie zostawiła tylko dla niego. Żeby ją odnaleźć, musi pokonać setki kilometrów po USA. Po drodze przekonuje się na własnej skórze, że ludzie są w rzeczywistości zupełnie inni, niż sądzimy". Tak czytamy na stronie lubimyczytać.pl.
Cóż, film, według mnie był przeciętny. Nie podobało mi się oczywiście zakończenie. Mimo iż ekranizacja zapowiadała się być kolejną romantyczną historią dwojga ludzi, w której, w ostatniej scenie wyznają sobie miłość, to koniec okazał się zupełnie inny. Główna bohaterka- zbuntowana Margo (Cara Delevingne) była obiektem westchnień Q. Była dla niego celem, dla którego przemierzał setki kilometrów. Cytat w pierwszej części filmu: "Każdemu przydarza się jakiś cud {...} Moim cudem było to, że spośród wszystkich domów w całym stanie Floryda zamieszkałem w sąsiedztwie Margo Roth Spiegelman"okazał się być nietrafny, gdyż w tej długiej podróży po upragniony cel, Quentin nie zauważył, że jego prawdziwym cudem, byli jego najlepsi przyjaciele, Radar i Ben, którzy razem z nim wyruszyli w tą podróż, by wesprzeć najlepszego przyjaciela. W ogóle uważam, że wątki poboczne takie jak miłość Bena do Lacey lub kolekcjonowanie czarnych Mikołajów przez rodziców Radara, nadają temu filmowi scen śmieszności przez co fabuła nie jest nudna ;)
Zwiastun jeśli ktoś nie oglądał:
A w tej piosence z filmu się zakochałam:
A wam film się podobał, czy nie? ;)
Love, W